ŚWIADKOWIE – WYWIAD Z HERVE HADMAREM I MARIE DOMPNIER

Dzięki uprzejmości kanału 13 Ulica otrzymałem możliwośc przeprowadzenia wywiadu z reżyserem serialu Les Temoins (Świadkowie), Hervé Hadmarem i odtwórczynią głównej roli, Marie Dompnier . Efekt możecie przeczytać poniżej :). i Pamiętajcie, w sobotę ostatni odcinek!

5

Hervé Hadmar

1. What was your inspiration when creating the series and its concept?

First, the photographic work of Gregory Crewdson. There is something very strong and mysterious in his work. A woman in a bedroom. A child, alone in a house: something is going to happen or something just happened… a tense, very emotional mystery. We are in “the eye of the cyclone”.
There is also the photographic work of Erwin Olaf. For the tone, the colours, this “Scandinavian” light and again those characters, alone, in this strange sexual tension.
With Marc Herpoux, my co-writer, we wanted to create a “Nordic noir”; a “Nordic Thriller”… we watched a lot of Scandinavian and British shows: “The Killing”; “The Bridge”; “he Fall”…
And as a director, I very much admire the work and craft of David Fincher. Movies like “Zodiac” or “The Girl with a Dragon tattoo” were an inspiration for me and the look of “Witnesses”.

2. Do you think that American TV series like „True Detective” are influencing European TV? If so, what is changing?

We are all watching the same series and yes “True Detective” is an incredible artistic success. But it was not the main influence for “witnesses”. European shows were. The thing is that today, series are becoming this “cultural phenomenon” all around the world. Now, every broadcaster needs something different, original and edgy to exist in the mind of their viewers. What is changing now with this “global market of series” is that for everybody to survive they have to take risks and have to be innovative. I must say it’s a very good period in time and space to create shows.

3. Your main protagonist is a woman. This is not a typical measure in this genre. Did you have to change your way of thinking while creating this character’s behavior?

Well… the leading characters of “The Killing”; “The Bridge” and “Homeland” are women. So… no, it does not seem so unusual. Is it more difficult for me, as a man to write for a woman? To be true to a female character? I don’t really know. For “Witnesses”, “Becoming Sandra” the writing process was really fun and easy for me. I understood the character really well, I knew her fears and hopes; I knew she had this “ideal family life” in her head and I had a name in mind : “Marie Dompnier”… I wanted her to be Sandra and I had “the music of her voice ” and her energy in mind during all the writing process.

4. Why did you choose northern France as a location for the events of the series?

The atmosphere. The quality of light. I wanted winter, rain and big grey skies.

5. Could you describe your work with the actors? How was Marie Dompnier on the set?

First of all, it’s very important for me to create and work in “a very positive mood”. Making a series like “Witnesses” takes two years of my life so I want the experience to be intense and as joyful as possible. I’m very close to the actors. I talk a lot with them, before the shooting, exploring the characters. During the shooting, everything is going so fast… I always have two cameras… we’re shooting 4 to 6 pages of script per day so… all the answers to all the questions are most likely found before that.
Marie had no experience with cameras before “witnesses”. She was a little bit nervous at the beginning but soon, she has seen the smile on my face and on the face of all the rest of the cast. She was good the first day, very good the second and after that… wow… She was very concentrate (focused). For 75 days of shooting you have to be prepared both physically and psychologically… she was.

1

6. Could you tell us more about your new series?

I will direct a 3 part mini-series this summer for ARTE. I have written “Beyond the Walls” with Marc Herpoux. Lincoln TV will produce this strange and beautiful story about a woman trapped in a very scary house…. Think of “The Others” meets “Twilight Zone”.
Then, I will hopefully direct the second season of “Witnesses” which is now in the writing process. A entire new mystery to solve for Sandra and Justin.
After that, I will probably be showrunning my first series is English. A project called: “Big Sky”.

7. What are your favorite films and TV series?

Too many to quote. Just a few of them : “Night of the Hunter”; “Vertigo”; “Taxi Driver”; “The Godfather”; “Casino”; “Zodiac” for the movies… “Twin Peaks”, “The Sopranos”, “Lost”, “Breaking Bad”… and ten dozens of others series…

8. Do you like happy endings?

In life, yes but it’s very rare…
In movies or series, no… it’s also very rare…

 

Marie Dompnier

4
1. What can you tell us about your character?

Sandra is a young lady passionate about her work; she lives for it. This investigation is really important for her since it’s the first time she handles such an important case.
She’s a bit of a control-freak. She’s a very anxious woman but she tries to hide it. She’s worried of how things are going to end; therefore she tries to control everything to calm her anxiety.
At the beginning of the show, her personal life is complicated.

2. How was it to work with Herve Hadmar?

It was incredibly interesting and rewarding; a true joint effort in which the actor speaks his/her ideas.

3. Do you like northern France?
Yes, it’s very melancholic – typical of the region which adds an important element to the series.

4. Please tell us something about the series, something from the perspective of your character.

Sandra childhood’s fears come back and haunt her.

5. What are your favorite films and TV series?

All About my mother – Pedro Almodovar

Opening Night – Cassavetes

Homeland

3

RECENZJA CHAPPIE

“Chappie if you want to be in the gang you have to be cool, like daddy! Look how daddy walks! Look how cool it’s! Need to keep it gangsta’ Chappie!”

Po znakomitym District 9 (Dystrykcie 9) i kiepskim Elisium (Elizjum) Neil Blomkapm stworzył prawdziwe arcydzieło. Chappie jest najlepszym filmem SF, jaki widziałem Od dawien dawna i w ogóle jednym z najlepszych filmów ostatnich lat.

 Przyznam, że po kiepskim Elisium nie byłem pozytywnie nastawiony do kolejnych projektów Blomkampa i nie śledziłem zbyt gorliwie doniesień o Chappie, wybrałem się jednak na pokaz przedpremierowy do Cinema City. Już pierwsze minuty tego filmu wyleczyły mnie ze sceptycyzmu, a potem było już tylko lepiej i lepiej. Historia robota policyjnego zyskującego samoświadomość po prostu mnie urzekła.

 Pewne rzeczy to oczywiście u tego reżysera stała. Brudny, quasi realistyczny świat SF, Johannesburg jako miejsce akcji, niesamowita dbałość o detale, wykorzystanie nieznanych twarzy i znanych aktorów. Jest to jednak tylko baza, na której powstało dzieło naprawdę wyjątkowe. Nie chodzi tu nawet o piękne zdjęcia czy o nowoczesną, rewelacyjnie ilustrującą, elektroniczną ścieżkę dźwiękową, która sprawiła, że podczas scen akcji uderzałem w fotel rękami w rytm konkretnych utworów (naprawdę jeden z najlepszych soundtracków jakich dane mi było posłuchać).

 Wszystko to jest tylko tłem dla historii skonstruowanej tak perfekcyjnie, że na dwie godziny oszukała mnie kompletnie. Doświadczyłem tak mocnej imersji, że mniej więcej w połowie filmu, w scenie, w której głównemu bohaterowi dzieje się krzywda (więcej nie zdradzam żeby nie spojlerować) byłem bliski odwrócenia wzroku. Po prostu nie mogłem patrzeć na scenę, która nie wychodząc poza stały dla Blomkampa poziom brutalności, została tak dobrze nakręcona, że poruszyła nawykłym do różnych okropności trzydziestolatkiem. Efekt ten osiągnięto też poprzez znakomitą kreację bohatera. Tytułowego robot zwyczajnie nie da się nie lubić i z każdą minutą czujemy z nim coraz większą więź emocjonalną.

 W żadnym filmie o robotach i sztucznej inteligencji nie widziałem tak doskonale zaprezentowanego rozwoju świadomości. Chappie w detalach pokazuje to, co Blade Runner skrywał w kilku dialogach i scenach.  Od pierwszych procesów rozpoznania, katalogowania i powtarzania, poprzez kolejne stadia, takie jak rozpoznanie swoich twórców/rodziców, dziecięcą nieświadomość śmierci, odkrycie własnej cielesności, bunt, samodzielne rozróżnianie dobra od zła aż po ostateczna akceptację śmierci jako elementu życia, obserwujemy, jak w ciągu pięciu dni kształtuje się w pełni dorosła świadomość.

 Jako wisienkę na torcie reżyser dorzuca nam genialnego i zjawiskowego Watkina Tudora Jonesa i świetną Yolandi Visser, którzy kompletnie przyćmiewają Hugha Jackmana i Deva Patela. A jeśli zastanawiacie się, gdzie aktor numer 1 Blomkampa, czyli Sharlto Copley, to wsłuchajcie się uważniej w głos samego Chappie 🙂

 Oczywiście, film ten ma luki fabularne czy drobne niedociągnięcia. Ale kiedy film czaruje tak jak ten, nie ma to najmniejszego znaczenia.

 Dzisiaj, 13 marca, w Cinema City oficjalna polska premiera, więc naprawdę zachęcam, ruszajcie do kin, ja pójdę po raz kolejny na pewno.

Chappie (2015): 10/10 – Arcydzieło

„I’m consciousness. I’m alive. I’m Chappie.”

RECENZJA THE CONGRESS

„We’ll do all the things that your Robin Wright wouldn’t do.”

The Congress (Kongres) z 2013 roku jest jednym z najbardziej nierównych filmów, jakie w życiu widziałem.

Pierwsza, nieanimowana część zachwyciła mnie zdjęciami, genialną grą aktorską Harvey Kietela oraz pesymistyczną, ale jakże prawdziwą wizją aktora jako produktu. Od pierwszej sceny film przykuł mnie do ekranu, a jego świat wciągnął mnie i zaczarował. Niestety taki jest tylko początek Kongresu.

W momencie, w którym świat realny wali się na rzecz animowanego, wali się też i sam film. Styl wykorzystanej animacji wydaje mi się nazbyt kreskówkowy i karykaturalny, przez co blokuje widza, nie pozwalając mu na odpowiednią imersję z tym, co widzi na ekranie. Z drugiej strony może to i dobrze, bo halucynogenna wizja świata z filmu nie posiada ani siły przekonywania, którą miał oryginał (opowiadanie Lema), ani też nie wydaje się być prawdziwie ważna. Film ten od 45 minuty zaczął po prostu mnie nudzić i po części irytować, bo nie mam czasu na bełkot serwowany mi audiowizualnie, jak to miało miejsce w filmie Ari Folmana. A szkoda, bo spodziewałem się po tym filmie audiowizualnych cudów i większej przejrzystości.

The Congress(2013): 3/10 – Słaby

„Ultimately, everything make sense. And everything is in our mind.”

RECENZJA AMERICAN SNIPER

„There are three types of people in this world: sheep, wolves, and sheepdogs”

Okazał się hitem w USA, czy okaże się hitem w Polsce? Dzisiaj o najnowszej laurce Clinta Eastwooda – American Sniper (po polsku Snajper).

Eastwood wziął na warsztat autobiografię Chrisa Kyle’a, najskuteczniejszego snajpera armii USA. Muszę przyznać, że obawiałem się zbytniego pseudo-patriotycznego napuszenia tego filmu i byłem wręcz zdziwiony, że trafił on na tegoroczne Oscary. Sam film obejrzałem dzięki uprzejmości Warner Bros Polska i Cinema City.

Będzie krótko i zwięźle, jak na misji.

Jeśli chodzi o plusy, to na pewno uwagę przykuwa Bradley Cooper, który jest w tym filmie po prostu fenomenalny. Widać, że przygotował się fizycznie do tej roli (wydaje się ogromny!) a do tego jego teksański akcent jest doprawdy znakomity i przekonujący. Po drugie znakomite sceny pomiędzy wyjazdami głównego bohatera na wojnę. Reżyser znakomicie oddał niszczący wpływ stresu pourazowego, a widz musi uważnie śledzić każdy ruch bohatera, bo oddziaływanie wojny widać nie tylko w dużych gestach postaci, ale właściwie w każdym jej spojrzeniu.



Na plus zaliczył bym pierwszą połowę filmu, bo niestety potem z każdą minutą jest już tylko gorzej. Cały kontekst rozmywa się, zaczyna trącić patosem i w pewnym momencie sceny w domu to jedyne co da się przyzwoicie oglądać, bo wszystko to, co dzieje się na froncie zakrawa na jedną wielką laurkę. Do tego boli przeciętność tego filmu, bo jeśli chodzi o montaż, zdjęcia i dźwięk, to daleko mu do wcześniejszych filmów Eastwooda. Szkoda wręcz było gigantycznego ekranu Cinema City IMAX, bo film ten nie wykorzystuje w ogóle jego możliwości.
To, co nasuwa mi się w kilka dni po seansie to to, że Kathryn Bigelow w ostatnich 10 minutach The Hurt Locker pokazała duszę żołnierza lepiej, niż Clint Eastwood w 132 minutach American Sniper.

American Sniper (2015): 6/10 – Niezły
Advertisement

„If you think that this war isn’t changing you you’re wrong. You can only circle the flames so long.”

RECENZJA JUPITER ASCENDING

Czy Wachowskim udało się znowu stworzyć dzieło niepowtarzalne i czy seans takiego filmu z „dodatkowymi” efektami zmienia jego odbiór?

„I will harvest that planet tomorrow, before I let her take it from me.”

6 luty zwiastuje nam oficjalną premierę najnowszego filmu rodzeństwa Wachowskich, czyli Jupiter Ascending (Polski tytuł Jupiter: Intronizacja). Miałem przyjemność obejrzeć ten tytuł odrobinę wcześniej, bo na pokazie przedpremierowym w Sali SKODA 4DX w Cinema City Bonarka.

Wachowskim na pewno nie da się odmówić rozmachu. Pierwsze plany tego filmu powstały już w roku 2009, kiedy to Warner Bros zgłosiło się do Wachowskich z pomysłem stworzenia filmu SF nie powiązanego z żadną dotychczasową franszyzą. Kręcono go kilka lat przy budżecie 175 mln dolarów. Miał się ukazać w kinach już w roku 2014, potrzebowano jednak jeszcze roku na to, aby ukończyć wszystkie efekty specjalne.

Zapomniano chyba jednak o scenariuszu.

Jupiter Ascending to film sztampowy, pełen Cliche, czasami wręcz głupi, ale jednocześnie tak niesamowicie rozbudowany wizualnie, tak bardzo zapierający dech w piersiach swoim rozmachem, że z miejsca wybrał bym się na niego jeszcze raz.

Zacznę od tej części mniej przyjemnej, czyli minusów, ale to tylko po to, żeby potem móc wylewać na ten tytuł już sam miód. A więc to co w filmie leży kompletnie: scenariusz. Już od pierwszych scen (monolog głównej bohaterki) miałem wrażenie, że serwuje mi się prostą bajkę, która nie potrafi mnie niczym do siebie zachęcić. Potem jest już tylko gorzej, idiotyzm goni idiotyzm, a każdy kto widział 10 dowolnie wybranych heroicznych filmów akcji z okresu 1990-2010 będzie w stanie przewidzieć nie tylko kolejną scenę, ale i właściwie cały film. Mamy tu też masę moich „ulubionych” scen, to znaczy momentów, w których wszystko wokół bohaterów się wali/pali/tonie etc. a oni wybierają to jako najlepszy moment do rozmowy o tym, kto kogo kocha bardziej. Kompletnie leży też gra aktorska głównej bohaterki, bo niestety Mila Kunis nie nadaje się do gry na dużym ekranie, nie ta liga. Kiepsko wypada też Eddie Redmayne, który powinien chyba zostać przy graniu sparaliżowanych naukowców a nie władców wszechświata.


Jupiter-AscendingPosterTatumDetail

Nie tyle wadą co może raczej zawodem nazwał bym długość tego filmu. Ale dlaczego o tym dopiero po plusach, a tych jest co niemiara. Czy film obarczony opisanymi wcześniej wadami może sprawiać widzowi przyjemność i kusić wizją kolejnego seansu, bo przecież to trzeba zobaczyć jeszcze raz? Film zrealizowany tak misternie może jak najbardziej. Po pierwsze rewelacyjny duet Channing Tatum – Sean Bean ( kolejny powód, żeby zobaczyć ten film: czy Sean Bean znowu zginie? 🙂 ) walczy o panowanie nad ekranem w każdej ich wspólnej scenie. Brawa należą się zwłaszcza Tatumowi, który po raz kolejny (po Foxcatcher) udowodnił, że grać potrafi. Po drugie efekty, najlepsze, jakie widziałem w kinie od seansu Interstellar. Jupiter Ascending oglądałem w sali Skoda 4DX, co potęgowało efekty widziane na ekranie, bo świst kul przy uchu i fotele, które nie tylko porywają nas w szaloną jazdę podczas powietrznych pościgów w filmie, ale też oddają subtelne ruchy kamery czy nagłe uderzenia w plecy przy trafieniu postaci na ekranie to nowy wymiar rozrywki, idealny dla filmów takich jak ten. Do tej sali poszedł bym chociażby tylko po to, żeby jeszcze raz przeżyć szaloną ośmiominutową pogoń pomiędzy drapaczami Chicago (scenę tą kręcono pół roku i jest ona jedną z najbardziej efektownych w historii Kina). Tutaj muszę też uderzyć się w pierś, bo idąc na ten seans byłem do pomysłu 4D nastawiony bardzo ale to bardzo sceptycznie.

Po trzecie rewelacyjne zdjęcia. Pierwszy widok Jowisza, scena ślubu, czy sceny podczas ucieczki na Ziemi to prawdziwa uczta dla oczu i nie ma się co dziwić, bo odpowiadał za nie John Toll, jeden z moich ulubionych operatorów. Po czwarte design, czyli niesamowita ilość stylów i pomysłów na każdą z planet, jej architekturę, elementy wspólne z całością imperium jak i te, które ją odróżniają, wszystko to widzimy na ekranie za krótko, bo świat, który stworzyli Wachowscy jest tak rozbudowany, że zasługiwał by na całą serię filmów lub serial. Nie o sam design tu chodzi, bo w filmie mamy gigantyczną ilość ras, wierzeń, kultur, masę odniesień do historii przedstawionego nam świata, wszystko tylko delikatnie poruszone, bo w tak szybkim spektaklu wydarzeń nie ma czasu na pochylanie się nad detalami. A szkoda, bo to właśnie zawód, o którym pisałem wcześniej.

W zalewie źle zrealizowanych i rażących brakiem rozmachu filmów Jupiter Ascending jest pewniakiem, który zapewni nam dwie godziny znakomitej rozrywki, i totalnie szalonej jazdy bez trzymanki, od Chicago po najdalsze zakątki galaktyki.

Jupiter Ascending (2015): 7/10 – Dobry!

„It can be difficult for people from underdeveloped worlds to hear that their planet is not the only inhabited planet.”

Advertisement